grudziecki grudziecki
880
BLOG

Problemy z Jednomandatowymi Okręgami Wyborczymi

grudziecki grudziecki Polityka Obserwuj notkę 51

 

W niedzielę, 29 września b.r., ma odbyć się w Warszawie spotkanie „oburzonych” i innych grup obywatelskich, nie godzących się na zawłaszczenie naszego państwa przez oligarchiczne partie polityczne i „grupy” z nimi powiązane. Mam nadzieję – bo idea przyświecająca organizatorom jest warta wsparcia – że to spotkanie nie zakończy się fiaskiem, jak poprzednie. Przy czym tym razem zagrożeniem nie są określone ambicje polityczne jednego z organizatorów (poprzednich) spotkań, ale zagrożeniem jest pomysł, który ma być panaceum na całą polską patologiczną rzeczywistość. Tym panaceum mają być rzekomo JOW-y.
 
Problem w tym, że nie ma żadnych szans, aby one tę funkcję spełniły. Co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że każda „ordynacja wyborcza” nie jest niczym więcej niż tylko określonym „narzędziem”. Jeśli to „narzędzie” służy obywatelom, to mogą oni, na przykład, przy jego użyciu wyłonić SWOICH przedstawicieli. Jeżeli to „narzędzie” jest „w ręku” innych podmiotów, np. przywódców partii politycznych, to służy ono jedynie do legitymizacji patologicznego BEZPRAWNEGO systemu, a „wybrani” w wyborach „przedstawiciele” reprezentują partie polityczne, które ich wystawiły, ale nie obywateli – jedynych, prawowitych „właścicieli” państwa ( http://grudziecki.salon24.pl/536605,wrzuc-kartke-do-urny-i-spadaj).
W każdym jednak przypadku utożsamianie wyborów, czy określonego „kształtu” wyborów, z całym ustrojem państwa jest utożsamianiem malutkiego fragmentu pewnej ogromnej całości z całą tą całością. To tak, jakby widząc łożysko w kole samochodu mówić, że to cały samochód. Rzecz w tym, że przy takim, powiedzmy delikatnie, uproszczeniu, niezmiernie łatwo o błędną diagnozę, gdy to łożysko zaczyna szwankować. Zamiast je po prostu wymienić, możemy być przekonani, że za wszelką cenę trzeba to łożysko naprawiać. I przez to możemy się zabić.
 
Drugi powód tkwi w samej „istocie” JOW. I jest on banalny – JOWy nie gwarantują nawet przybliżonej równości głosu obywateli. A jeśli chcemy naprawiać oligarchiczną republikę – której istotą jest brak takiej faktycznej równości (bo np. „głos” partyjnego wodza układającego listy wyborcze faktycznie „zastępuje” głosy milionów obywateli) – to nie po to, aby jedną patologię zastępować drugą patologią.
 
Stowarzyszenie popierające JOW publikuje na swojej stronie podział Polski na Jednomandatowe Okręgi Wyborcze. Podział ten jest sztuczny. Często granice okręgów biegną „w poprzek” miast, burząc wszelkie więzi obywateli-wyborców . Rzecz w tym, że cała ta robota została wykonana zupełnie bez sensu. Przy dynamice współczesnych procesów demograficznych, przy masowym przeprowadzaniu się ludzi ze wsi i z małych miast do największych ośrodków, przy jednoczesnym wyprowadzaniu się mieszkańców miast na przedmieścia, po kilku latach trzeba by od nowa kreślić granice tych okręgów. Po kilku kolejnych latach znowu... i tak dalej w nieskończoność. A bez wykonywania tej niekończącej się roboty, jednego posła wybierałoby np. 100 tys. obywateli, gdy drugiego już tylko 50 tys. A gdzie równość głosu?
 
Załóżmy  jednak, że jako społeczeństwo godzimy się na takie ciągłe zamieszanie z granicami okręgów. Problem w tym, że brak równości - reprezentatywności głosów obywateli w JOW-ach przejawia się także w samym procesie wyłaniania kandydatów, na podstawie oddanych głosów.
 
Wersji JOW-ów jest wiele i od szczegółowych uregulowań zależy, czemu one służą. Aby jednak nie komplikować zróbmy dwie symulacje: z wersją JOW w jednej turze i z wersją JOW w dwóch turach. Przyjmijmy też (co jest „uproszczeniem”), że obywatele „grupują się” w następujący sposób: grupa A – 20 %, grupa B- 18 %, grupa C – 10 %, grupa D – 6 %, grupa E też 6%. Lub podobnie. I są jeszcze grupy mniejsze.
 
W wersji JOW z jedną turą wyborów wygrywa kandydat, którego poparło zaledwie 20 % wyborców, a ogromna większość 80% wyborców nie ma swych reprezentantów. W „najlepszym” przypadku, gdy największa grupa skupia 49% wyborców, pozostała większość także „przegrywa”.
 
W wersji JOW z dwiema turami przechodzi kandydat grupy A lub kandydat grupy B, co nie zmienia co do istoty rozstrzygnięcia z poprzedniej wersji. Ogromna większość obywateli-wyborców także nie ma swoich reprezentantów. Tyle tylko, że zarówno kandydat grupy A, jak i kandydat grupy B musi zabiegać o głosy pozostałych wyborców. Musi im coś proponować. Musi więc ich albo oszukać, albo rozdawać „nieswoje”. A przy tym droga do korupcji stoi otworem.
 
Tak więc w każdej z powyższych wersji wygrywa kandydat reprezentujący znikomą – w stosunku do reszty – grupę wyborców. Co więcej, JOW-y sprzyjają, aby taki „stan rzeczy” był trwały w czasie. W „rozdrobnionych” współczesnych społeczeństwach, w wyborach przy użyciu JOW w większości okręgów wygraliby nie kandydaci „lokalnych” obywatelskich komitetów, ale kandydaci podmiotów ogólnokrajowych, mających dostęp „do prasy i kasy”, silnych także swą strukturą i hierarchicznym podporządkowaniem. A TO NIE JEST DEMOKRACJA!
 
JOW „są sprzedawane” jako „narzędzie” do odpartyjnienia państwa. Z powyższych symulacji wynika, że przy ich użyciu nie ma na to żadnych szans. Wybory do senatu (czemu i komu służy ta izba?) z 2011 roku udowodniły to „w praktyce”. Niech mówią liczby:
PO – 62, PIS – 30, PSL – 2, SP – 2, niezależni (?) - 4.
No comments!
grudziecki
O mnie grudziecki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka