grudziecki grudziecki
776
BLOG

Potyczka warszawska w porcie REPUBLIKA

grudziecki grudziecki Polityka Obserwuj notkę 1

 

Kampania referendalna w Warszawie wkracza w fazę finalną. 13 października obywatele naszego państwa – mieszkańcy Warszawy, jako suwereni na tym terenie, wyrażą swoją wolę i wypowiedzą się, czy HGW – według ich przekonania – dobrze sprawuje FUNKCJĘ, którą miała wykonywać dla ich „dobra”.
 
Decyzja każdej osoby, która skorzysta z możliwości przysługującej jej w ramach JEJ PRAWA, będzie jej „prywatną” (indywidualną) decyzją. Może być – według oceny innych - „mądra” lub „głupia”. Może być też postrzegana jako „sprawiedliwa” lub „niesprawiedliwa”. I tak dalej.
 
Każdy ma prawo do swoich ocen, a mieszkańcy Warszawy,  mają  prawo  się mylić. Nikt natomiast nie ma żadnych uprawnień – bo ich mieć nie może, bo skąd? – do pozbawiania mieszkańców Warszawy  ich  prawa do decydowania o SWOIM mieście. Jeżeli Warszawiacy w swej zbiorowej decyzji się pomylą, to oni poniosą tego konsekwencje. Zresztą na co dzień ponoszą konsekwencje tysięcy  nie  swoich decyzji, a czy nie ma wśród nich decyzji bardzo głupich i bardzo kosztownych? Trzeba by spytać Warszawiaków.
 
A że HGW może – zdaniem niektórych – zostać „niesprawiedliwie osądzona”? Cóż, „taki los” wynajętego przez  suwerenów-obywateli  urzędnika – także tego wybranego (wyłonionego) przez obywateli w trybie zwanym wyborami. I takie „wpisane” w funkcję – do której nikt nie zmusza, aby aplikować – ryzyko.
 
Mieszkańcy Warszawy prawo do decydowania o SWOIM mieście mają „sami z siebie”, nikt im tego prawa nie musiał dawać, przyznawać, czy zadekretować. To ich prawo jest zaledwie cząstką całości ich praw „politycznych” - praw, które mają w państwie.  Bo  to oni  tworzą (współtworzą) to  państwo. Każdy z nich ma w tym państwie jeden, przypisany do swojej osoby udział, którego żaden z nich sam nie może się zrzec, czy „przenieść” na kogoś innego. Ten ich udział, to właśnie ich prawa „polityczne” (Więcej na ten temat na tym forum: http://grudziecki.salon24.pl/536605,wrzuc-kartke-do-urny-i-spadaj )
Powyżej przywołane prawa są deklaratywnie przez państwa potwierdzone w art. 21 „Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela” ONZ z 1948 roku.
Co więcej – są one także zapisane w art. 25 „Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych”, uchwalonego „w ramach ONZ” w 1966 roku. Pakt nie jest już tylko deklaracją, ale ZOBOWIĄZANIEM dla państw do takiego ukształtowania swego ustroju, aby był on zgodny z zapisami paktu.
 
Art. 25 tego Paktu ma brzmienie:
 
Każdy obywatel ma  prawo  i  możliwość,  bez jakiejkolwiek dyskryminacji, o której mowa w artykule 2, i bez nieuzasadnionych ograniczeń:
 
a) uczestniczenia w kierowaniu sprawami publicznymi  bezpośrednio  lub za pośrednictwem  swobodnie wybranych  przedstawicieli;
 
b) korzystania z  czynnego  i  biernego  prawa wyborczego w autentycznych (genuine -ang.; honnetes – franc.) wyborach, przeprowadzanych okresowo, opartych na glosowaniu powszechnym, równym i tajnym, gwarantującym wyborcom swobodne wyrażenie swej woli;
 
c) dostępu do służby publicznej w swoim kraju na ogólnych zasadach  równości.
 
Każdy obywatel ma prawo do uczestniczenia w kierowaniu sprawami publicznymi – wraz z kim? Kto jeszcze  ma  prawo?  Urzędnicy? HGW? Jaki pakt, jaka deklaracja takie „prawo” im nadaje? Urzędnicy mogą więc mieć jedynie uprawnienia przypisane do sprawowanych przez nich funkcji przez tych, którzy mają  prawo  („sami z siebie”, ale i z „mocy” w/w „Deklaracji” i z „mocy” w/w „Paktu”) te uprawnienia określić.
 
Każdy obywatel ma więc to  wyżej  wyrażone  prawo wraz z innymi obywatelami – jest współuczestnikiem.
 
Gdyby prawa zapisane w powyższej „Deklaracji” i w powyższym „Pakcie” były tak samo - lub podobnie – ujęte w europejskiej „Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności”, to każdy z nas mógłby się o nie upomnieć przed „Trybunałem w Strasburgu”. Niestety, żaden z tych aktów takiej (lub tego typu) możliwości nam nie daje.
No, i co z tego? I tak dają nam one bardzo wiele – żadne państwo nie może kwestionować już tych NASZYCH PRAW. A skoro mamy te prawa, to możemy żądać, abyśmy mieli je  faktycznie.  Ostatecznie możemy o nie upomnieć się „na ulicy”.
 
Powyższe drobne „przypomnienie” (?) zostało dokonane po to, aby moc odnieść się do tych oświadczeń, które wygłaszane są na forum publicznym, a które mają służyć bądź „wywróceniu stołka” pod HGW lub też „utrzymaniu go w pionie”. Dzisiaj około 90 osób „ze świecznika” uznało, że musi:
... jasno i dobitnie powiedzieć: 13 października zostaniemy w domu. Z różnych względów nie wpiszemy się w inicjatywę, która w naszej opinii nie ma sensu. Właśnie dlatego nie weźmiemy udziału w referendum. Do wyborów pójdziemy za rok"
 
Jak wyżej już to zostało zaznaczone, każda  osoba  występująca  i  wypowiadająca  się  jako  mieszkaniec Warszawy,  czy  jako  obywatel  naszego  państwa, ma do tego prawo, które nie powinno być w żaden sposób kwestionowane. Co niektórym z nas może być jedynie przykro, że postaci cenione (być może) przez nas za ich „zawodowe” dokonania, tak deprecjonują  prawo  obywateli  do  bezpośredniego  decydowania o otaczającej rzeczywistości.  Prawo,  które w powyższych aktach: w PDPCiO oraz w MPPPiO  zostało  zapisane przed  prawem  do  decydowania  pośredniego: przez SWYCH przedstawicieli (Mamy takich? Bo ja w naszym parlamencie widzę głównie przedstawicieli partii politycznych?).
 
Zupełnie inna jest sytuacja osób pełniących funkcje publiczne: urzędników i „przedstawicieli”. Czy do pełnionych przez nich funkcji zostało „wpisane” przez obywateli uprawnienie do kwestionowania - albo tylko do oceniania -  prawa  obywateli  do  bezpośredniego  wyrażania  swej woli?  I załóżmy nawet, że takie uprawnienie do którejś funkcji zostałoby dopisane przez jedyne uprawnione podmioty:  suwerenów-obywateli, to czy byłoby ono zgodne z tymi prawami „politycznymi” („częścią” praw człowieka), wyżej przywołanymi?
 
Więc, jakim „prawem” ci urzędnicy i „przedstawiciele” zabierają głos na forum publicznym z „pozycji” pełnionych przez siebie funkcji? Chcą się wypowiedzieć, to niech się wypowiadają jako osoby „prywatne” - jako obywatele, jako mieszkańcy Warszawy. Ale przedtem niech „wykopią spod siebie” ten koturn, na który wstawili ich – bezpośrednio lub pośrednio – obywatele, aby nawet nie stwarzać złudzenia, że przywłaszczają sobie „prawa”, których  prawnie  („legalnie” mogą sobie przypisać wszystko) nigdy mieć nie mogą. A które przywłaszczają sobie „prawem kaduka” (w znaczeniu potocznym). W każdym innym przypadku łamią prawa człowieka – prawa „polityczne” obywateli.
 
Na koniec „obrazkowa” refleksja wpisana w odpowiedź na pytanie: jak to się stało, że osoby, które 25-30 lat temu (i wcześniej) walczyły o demokrację w naszym kraju, teraz kwestionują podstawowe prawo obywateli do decydowania o tym SWOIM państwie? I niestety, odpowiedź można chyba jedynie tak zobrazować: tym, którzy jeszcze w 1989 roku wraz z milionami współobywateli pracowali, aby zepchnąć wspólną nawę z mielizny, po dopłynięciu do portu REPUBLIKA = WOLNOŚĆ, przestało zależeć, aby płynąć dalej: do portu DEMOKRACJA = WOLNOŚĆ I RÓWNE PRAWA W PAŃSTWIE. Skoncentrowali się na opanowaniu mostka kapitańskiego i górnego pokładu, spychając swych dotychczasowych wspóltowarzyszy niżej. Co niektórzy dodatkowo trochę ich „oskubali” tych swych byłych współtowaryszy z tego, co dotąd było  wspólne, innych wypchnęli za burtę.
 
Jednak obywatele wcześniej, czy później znowu opanują cały statek i wedrą się na mostek, aby płynąć dalej. Parę potyczek już się odbyło. Teraz trwa już potyczka w kajucie blisko mostka - w kajucie o nazwie Warszawa.
 
A że do tej potyczki próbuje przyłączyć się horda, której marzy się ponowne opanowanie mostka kapitańskiego z wykiwaniem obywateli? Mieszkańcy Warszawy już ją znają i „zrobią swoje” bez oglądania się na takiego „paputczika”.
grudziecki
O mnie grudziecki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka