grudziecki grudziecki
708
BLOG

War of Europe – Wojna w Europie:Wojna o Europę

grudziecki grudziecki Polityka Obserwuj notkę 8

Islamistyczne ataki terrorystyczne nie są już, niestety, w Europie, nowością - nie są czymś zaskakującym. Jedyne niewiadome to: kiedy następny, gdzie i ile będzie ofiar.

 

Po każdym z nich odgrywa się też ten sam spektakl. Przez kilka dni media na wszystkich kanałach epatują widzów, po wielokroć powtarzanymi, relacjami z miejsca zdarzenia. Zaproszeni do studia "eksperci" od terroryzmu wygłaszają wciąż na nowo te same "niezwykłe mądrości", jak np. o konieczności monitorowania środowisk potencjalnych zamachowców. Jakoś "głębia ich mądrości" nie pozwala im dostrzec, że wielu z tych zamachowców albo było przez odpowiednie służby wcześniej już zauważonymi, albo... było poza ich zainteresowaniem, bo byli postrzegani jako zwykli, normalni ludzie, przez sąsiadów opisywani jako grzeczni, kulturalni... et cetera.

 

Dla rządzących, bez względu na to, czy jest to Francja, Wielka Brytania, Polska, czy też Stany Zjednoczone, każdy taki zamach jest świetnym pretekstem do ustawowego ograniczania praw i swobód obywatelskich oraz do przyznawania służbom bezpieczeństwa (policji, wywiadowi, kontrwywiadowi i innym) kolejnych uprawnień, w tym do coraz głębszego inwigilowania obywateli.

Tak się stało w USA po zamachach na wieżowce World Trade Center. Ostatni zamach we Francji, w Nicei (14 lipca 2016 r.), spowodował decyzję Hollande`a o przedłużeniu stanu wyjątkowego o kolejne 3 miesiące. Powoli "stan wyjątkowy" we Francji staje się "permanentnym stanem wyjątkowym".

W Polsce, na szczęście na razie wolnej od takich zdarzeń terrorystycznych, rządzący podejmują podobne działania, uzasadniając je tak samo: potrzebą zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa. Została, na przykład, uchwalona "ustawa o działaniach antyterrorystycznych", policja dostała nowe uprawnienia, wprowadzony został obowiązek rejestrowania kart telefonicznych (!!!)... et cetera. Co dalej?

A wszystko to – dla "dobra" obywateli!

 

Spektakl w mediach wywołany danym zdarzeniem, nawet najbardziej makabrycznym, przemija po kilku – kilkunastu dniach, zastąpiony innym spektaklem. Tak też się stanie z szumem wywołanym ostatnią masakrą - w Nicei.

Uprawnienia nadane policji i innym służbom pozostają na stałe. Tak, jak stała jest tendencja do pogłębiania zniewolenia obywateli przez rządzących.

 

Po ubiegłorocznych listopadowych zamachach w Paryżu, prezydent Hollande powiedział, że "Francja jest w stanie wojny". Ma rację – w Europie toczy się wojna! Tyle tylko, że jest to wojna, w której rządzący w poszczególnych krajach - wykorzystując aparat państwa - bardziej walczą z obywatelami niż z terrorystami!!!

 

Żadne działania o charakterze policyjnym, a tym bardziej żadne działania o charakterze wojskowym, nie doprowadzą do wyeliminowania islamskiego terroryzmu w Europie. Pogłębiająca się inwigilacja obywateli, jak też ograniczanie swobód obywateli nie zapobiegnie kolejnym atakom. We Francji stan wyjątkowy trwa już od 9 miesięcy. I co? Kolejny zamach, kolejne ofiary...

 

We Francji jest już 7 milionów muzułmanów – około 10% społeczeństwa. I proporcje te stale się zmieniają w wiadomym kierunku. Francuski program socjalny, ukierunkowany na zwiększanie przyrostu naturalnego, z którego Francja jest... a raczej była tak dumna, świetnie wzmocnił tę tendencję. W Wielkiej Brytanii odsetek muzułmanów podwoił się w ciągu 10 lat i wynosi ponad 5% ogółu populacji, jednak w najmłodszych grupach wiekowych wynosi on już prawie 10%. Podobny odsetek muzułmanów, jak w UK, jest także w Niemczech, jednak szybko on wzrasta za sprawą "światłej" polityki Pani Merkel.

 

W tym miejscu niejeden z czytelników tego tekstu żachnie się, że te statystyki są bez znaczenia, bo, przecież, nie każdy, kto wyznaje islam jest terrorystą. Zgoda! Tylko, że jest to slogan, na który można odpowiedzieć inną "oczywistą oczywistością":

"Co prawda, nie każdy wyznawca islamu jest terrorystą, ale (obecnie) prawie każdy terrorysta na świecie jest wyznawcą islamu".

Co więcej, będzie mieć ona oparcie w statystykach.

 

Rzecz w tym, że stwierdzenie: "Nie każdy wyznawca islamu jest terrorystą" jest prawdziwe jedynie w logice "zero-jedynkowej". A jaka będzie odpowiedź, gdy zadamy takie pytanie: "Czy każdy wyznawca islamumoże stać się (być) terrorystą?"

Po każdym zamachu dokonanym przez "miłego, uprzejmego, kulturalnego chłopaka z sąsiedztwa", wyznającego islam, liczba osób udzielających odpowiedzi twierdzących będzie wzrastać.

 

Żadne działania o charakterze policyjnym czy o charakterze policyjno-wojskowym nie wykorzenią islamskiego terroryzmu, nie da się bowiem permanentnie pilnować (monitorować) kilku milionów ludzi. Chyba, że państwo zostanie przekształcone w totalitarny reżim. Jak widać rządzący zmierzają w tym kierunku!

Nawet jednak, gdy ich działania nie zostaną powstrzymane przez opór obywateli, to za dwa – trzy pokolenia okażą się one i tak chybione, bo w danych państwach zaistnieje... islamski totalitarny reżim. Bez jednego wystrzału. Za sprawą demografii.

 

Paradoks polega na tym, że jedynym otrzeźwieniem, o ile nie dla głupoty zachodnioeuropejskich "elyt", to dla - urobionych odgórnie przez te "elyty" – zachodnich społeczeństw, stają się islamskie zamachy terrorystyczne oraz zdarzenia typu tych z sywestrowej nocy w Kolonii i z innych miast niemieckich.

Problem w tym, że w czasie tego trzeźwienia – czyli w stanie "kaca" – niektóre z tych społeczeństw mogą podejmować działania i decyzje nietrafione, tak jak zrobili to Brytyczycy w ostatnim referendum. Wyjście z Unii Europejskiej nie rozwiąże ich rzeczywistych problemów, bo np. imigracja z ich dawnych kolonii – w dużej części ludzi nie asymilujacych się kulturowo - będzie trwać, pojawią się natomiast problemy nowe, np. ze Szkotami i z Irlandczykami (z Ulsteru), którzy w większości chcą pozostać w UE.

 

Rządzący poszczególnych państw po każdym zamachu zachowują się podobnie: najpierw potępiają zamach, potem wygłaszają trochę górnolotnych bredni, a na koniec przechodzą do sedna – ględząc o bezpieczeństwie obywateli dowodzą konieczności pozbawienia tych obywateli kolejnych ich swobód, konieczności kolejnego ograniczenia ich praw, a jednocześnie konieczności rozszerzenia uprawnień służb państwowych. Jest "oczywistą oczywistością", że działania te nie są ukierunkowane na wyeliminowanie potencjalnego zagrożenia, bo tym zagrożeniem nie jest, na przykład, 90% obywateli Francji niewyznających islamu. A co w przypadku Polski, gdzie islamistów jest znikoma część procenta i gdzie jedyna zwarta grupa wyznawców islamu, mieszkająca od wieków w Kruszynianach, jest bardziej pro-polska i bardziej pro-państwowa od niejednego Polaka?

 

Przykład polskich muzułmanów pokazuje, że "problem z islamem" nie jest "problemem z ludźmi", bez względu na to, skąd pochodzą i gdzie teraz mieszkają, ale że jest to problem z tym,co ci ludzie mają w głowach. Jeżeli ktoś od dziecka ma wpajane, że:

  1. jedynie islam jest prawdziwym światopoglądem;

  2. wyznawcę islamu bezwzględnie obowiązuje prawo szariatu oraz że prawo to powinno obowiązywać zawsze i wszędzie, a inne systemy prawne są jedynie "czasowym złem";

  3. każdy, kto nie wyznaje islamu, jest gorszy, a jeżeli nie wyznaje on jednej z "religii księgi" (czyli judaizmu lub chrześcijaństwa) lub jeżeli nie wyznaje żadnej religii, to jest jest jeszcze gorszy, prawie nie-człowiek;

  4. kobieta jest kimś gorszym od mężczyzny (nie jest równa mężczyźnie), a kobieta nie wyznająca islamu jest jeszcze mniej wartościowa niż mężczyzna nie – muzułmanin;

  5. et cetera,

    to jest oczywistym, że ktoś taki nigdy nie nabierze przekonania, że:

  6. każdy człowiek ma takie same, czyli równe, prawo do życia (do istnienia), które to prawo jest prawem prawie bezwzględnym (bezwzględnie obowiązującym);

    (Więcej na ten temat w książce: "Demokracja", 2010 r.)

  7. każdy człowiek ma takie samo, czyli równe, prawo do wolności: osobistej i do innych wolności, w tym do wolności światopoglądu oraz do wolności głoszenia tego światopoglądu, które to prawa nie są już, co prawda, tak bezwzględne (bezwzględnie obowiązujące), jak prawo do życia i które, z natury rzeczy, mają więcej ograniczeń, np. tych wynikających z prawa do życia innych ludzi, ale prawa te (przy swych ograniczeniach) obowiązują zawsze i wszędzie – wszystkim ludziom tak samo (równo).

    (Więcej na ten temat w książce: "Demokracja", 2010 r.)

  8. wszyscy ludzie w swych prawach są sobie równi – bez względu, czy są kobietami, czy mężczyznami;

    (Więcej na ten temat w książce: "Demokracja", 2010 r.)

  9. ze względu na to, że jedynie (każdy) człowiek ma, sam z siebie, ze swej istoty bycia człowiekiem określone prawa, na przykład wskazane powyżej, a takie podmioty, jak np. państwo, są jego tworami (jego dziełem), to każdy człowiek jest suwerenem (pierwotnym); narody czy państwa są suwerenami wtórnymi (zbiorczymi, pochodnymi itd.);

    (Więcej na ten temat w książce: "W poszukiwaniu suwerena. Czy każdy z nas jest suwerenem?, 2009 r.)

  10. ze względu na to, że każdy człowiek jest suwerenem w państwie, to każdy człowiek w tym państwie ma prawo (powinien) sprawować władzę, stale i ciagle, bezpośrednio lub (oraz) poprzez swoich przedstawicieli

    (Wiecej:

    a)http://www.mpolska24.pl/post/8958/postmonarchia-obalmy-w-koncu-kuzwa-ten-ustroj-

    b)http://www.mpolska24.pl/post/8978/obalmy-kuzwa-ten-ustroj-cz2-poslow-powoluje-odwoluje- )

  11. et cetera

 

Powyższe wyliczenie kilku podstawowych przekonań (wyobrażeń) funkcjonujących w islamie wypływa wprost z Koranu. Przekonania te są wpajane muzułmanom przez całe ich życie, od najmłodszych lat i to bez względu na to, jaką wersję islamu dana osoba wyznaje (są im wspólne); wcale nierzadko w dużo bardziej radykalnej wersji, niż zapisana powyżej.

 

Co więcej, jako regułę można przyjąć, że przekaz zewnętrzny tych wyobrażeń zależy od sytuacji, w jakiej dany muzułmanin się znajduje. W środowisku, gdzie czuje się słaby, na przykład, gdy żyje w rozproszeniu, w otoczeniu nie-muzułmanów, wtedy podporządkowuje się normom zewnętrznym, a swoje wyobrażenia i swoje normy prawne realizuje w rodzinie.

 

Sytuacja radykalnie zmienia się wtedy, gdy muzułmanie w danym otoczeniu (w danym miejscu) zaczynają czuć się silni, bo jest ich odpowiednio dużo. Wtedy usiłują przekształcić swoje otoczenie (mniejsze lub większe) według swych, powyższej wskazanych, wyobrażeń. W Europie taką sytuację mamy w wielu państwach (Belgia, Szwecja, Francja, Niemcy, Wielka Brytania itd.), w których całe dzielnice miast stają się faktycznie obszarem eksterytorialnym. Na tym obszarze de factoprzestają funkcjonować normy prawne, społeczne, kulturowe et cetera, danego państwa. W ich miejsce wkracza islam i prawo szariatu.

 

W rzeczywistości sytuacja jest jeszcze gorsza, bo coraz częściej normy prawne danych państw (ogólnopaństwowe lub lokalne) są naginane (czyli zmieniane) w duchu oczekiwań muzułmanów, tak jak ma to miejsce w Szwecji w przypadku małżeństw poligamicznych, w Niemczech w przypadku małżeństw z (mocno) nieletnimi, w Wielkiej Brytanii w przypadku zmiany organizacji pracy szkół (choćby we wschodnim Londynie).

 

W tym miejscu pojawia się podstawowe pytanie: skoro wyobrażenia wpisane w islam i głoszone przez wyznawców islamu godzą w podstawowe prawa jednostek ludzkich: w prawo do życia (do istnienia), w prawo do wolności i w inne suwerenne prawa jednostek ludzkich, a także skoro godzą one w równość praw jednostek ludzkich: kobiet i mężczyzn, to dlaczego współczesne europejskie państwa prezentują postawę taką, jaką obserwujemy?

Dlaczego zamiast podjąć działania wymuszające obowiązywanie naszych praw - przynależnych każdej jednostce ludzkiej tak samo - zawsze i wszędzie, państwa te "chowają głowę w piasek", a wcale nierzadko podejmują działania represyjne, na przykład pod płaszczykiem oskarżeń o rasizm, wobec osób krytykujących taki stan rzeczy?

 

Pełna odpowiedź na to pytanie musiałaby mieć postać wielotomowej książki. Można jednak wskazać 2 podstawowe przyczyny, które mają pewien element wspólny, a jest nim fakt, że ŻYJEMY W CZASACH WIELKIEJ, TOTALNEJ ŚCIEMY.

 

Pierwszą ściemą - która jest ściemą tylko w postaci, w jakiej jest nam prezentowana - są tzw. "prawa człowieka". Do worka, nazywanego "prawami człowieka", wrzucono nie tylko prawdziwe brylanty, jak na przykład "prawo do życia" (do istnienia), ale też wiele śmiecia (na przykład "uprawnienia", które nie są "prawami", bo nie obowiązują zawsze i wszędzie wszystkim, ale wynikają z możliwości i z ustaleń na danym terenie),jak również ogromne pokłady guana, jak na przykład możliwość, także nazywana "prawem", głoszenia poglądów, podważających obowiązywanie suwerennych (bezwzględnie obowiązujących) praw jednostek ludzkich.

W wyniku tego zabiegu brylanty przestały świecić i nawet brzydko cuchną. Co więcej, śmieci i guano przedstawiane są jako obiekty tego samego typu, co brylanty. Czy dziwne, że w tej sytuacji brylanty mocno straciły na wartości, nawet w oczach nas, Europejczyków, nie mówiąc o muzułmanach, dla których jest to tylko jeden z elementów kultury zgniłego Zachodu?

 

Podstawy katalogu praw jednostek ludzkich zostały zarysowane powyżej. Wynika on wprost z naszej istoty, z faktu bycia człowiekiem. Nie jest on też jakimś "katalogiem autorskim", bo ma mocne oparcie: został potwierdzony w "Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka" ONZ z 10 grudnia 1948 roku, a także w wielu prawnie obowiązujących dokumentach międzynarodowych, jak, na przykład, w "Międzynarodowym Pakcie Praw Obywatelskich (Osobistych) i Politycznych" ONZ, z 19 grudnia 1966 roku. Kto jednak słyszał, że każdy z nas ma prawo mieć w swym państwie status, który można opisać jako status suwerena?

(Więcej np. w: http://grudziecki.salon24.pl/526184,polska-lamie-prawa-czlowieka)

 

Zamachy islamistyczne nie są żadnym zagrożeniem dla rządzących. Nawet w miastach, gdzie muzłmanów jest bardzo wielu, rządząca oligarchia (polityczno – gospodarcza) mieszka na osobnych, strzeżonych osiedlach, za wysokimi ogrodzeniami. Za jedno-dwa pokolenia, gdy w poszczególnych krajach muzułmanów będzie wystarczająco dużo, aby przejąć władzę, po prostu się spakuje i wyjedzie. Bo będzie ją na to stać.

 

Prawa jednostek ludzkich, gdyby w poszczególnych krajach zaczęły faktycznie obowiązywać, zmiotłyby obecne "elyty" rządzące jak tsunami śmieci na plaży. Gdyby ludzie mogli – do czego mamy prawo – decydować o swoim państwie stale i ciągle, bezpośrednio oraz (lub) pośrednio: poprzez swych przedstawicieli, których odwoływalibyśmy, gdyby nas nie słuchali, to czy, na przykład, w Wielkiej Brytanii utrzymałaby się u władzy ta sama wąska grupa ludzi ze sfery biznezu i polityki, która od ponad 100 lat wymienia się władzą w ramach dwóch partii, dzięki odpowiedniemu zmanipulowaniu systemu wyborczego?

Czy we Francji władza od całych dziesięcioleci tkwiłaby w łapach kilku tysięcy ludzi, tzw. "wielkiej burżuazji", przerośniętej setkami powiązań politycznych, gospodarczych, o charakterze administracyjnym, ale także o charakterze towarzyskim? Czy byłoby możliwe ignorowanie woli prawie 30% Francuzów, popierających Front Narodowy, który "dzięki" zmanipulowanemu systemowi wyborczemu prawie nie ma posłów we francuskim parlamencie?

(Wiecej w: http://naszeblogi.pl/59567-kleska-frontu-narodowego-czy-totalna-kompromitacja-francji)

 

Prawa jednostek ludzkich, w takim kształcie, w jakimpowinny obowiązywać, są dla obecnie rządzących śmiertelnym zagrożeniem. Dlatego są one "rozmywane" poprzez dorzucanie do nich "śmieci" i guana oraz dyskredytowane na dziesiątki innych jeszcze sposobów, m.in. poprzez "naukawe" dywagacje i spory. Dlatego są one też po prostu omijane, na przykład, poprzez wmawianie nam, że... są realizowane. I tutaj dochodzimy do drugiej wielkiej ściemy: do wmawiania nam, że żyjemy w "demokracji".

 

Ani Francja, ani Wielka Brytania, ani USA, ani Polska, ani żadne inne współcześnie istniejące państwo nie jest demokracją.

(Więcej w: http://naszeblogi.pl/47072-tak-zwana-demokracja-najwiekszy-przekret-wspolczesnosci)

 

Bo nierządzą w nich ludzie - ogół obywateli danego kraju – ale rządzi w nich, tak lub inaczej ukształtowana, oligarchia, która swój status utrzymuje "dzięki" odpowiedniemu sprokurowaniu systemu wyborczego, w powiązaniu z odpowiednim sprokurowaniem systemu partyjnego.

(Wiecej, np, w:

  1. http://www.mpolska24.pl/post/8829/jow-y-czyli-jawne-oszustwo-wyborcze-

  2. http://www.mpolska24.pl/post/7375/jak-sfalszowano-nie-tylko-te-wybory

  3. http://www.mpolska24.pl/post/7286/25-70-lat-bandytyzmu-pod-szyldem-i-w-majestacie-panstwa-polskiego

  4. http://www.mpolska24.pl/post/6934/czy-w-polsce-rzadzi-mafia

  5. http://www.mpolska24.pl/post/7010/my-i-oni-kleska-solidarnosci)

 

Kraje nazywane "demokracjami" faktycznie są republikami, a to nie jest to samo, co demokracja, tak jak ustrój republiki rzymskiej w V – I wieku p.n.e. nie był tym samym ustrojem, co ustrój starożytnych Aten w V i w IV wieku p.n.e.

 

W Rzymie władza należała, pomijając aspekt "szlachetnego" urodzenia, do wąskiej grupy najbogatszych – do oligarchii - i tak samo jest dzisiaj, np. we Francji, w USA, w Wielkiej Brytanii i w innych państwach. Obowiązuje zasada, że "syn bankiera zostaje premierem, syn premiera zostaje bankierem". Wyjątki tylko potwierdzają tę regułę.

 

Pozycja ludzi należących do tej kasty nie wypływa z ich cech osobistych, z talentu, czy z pracy, ale z odpowiedniego ulokowania na drabinie społecznej, najczęściej odziedziczonego po przodkach. W krajach obecnie najbardziej zagrożonych islamskim terroryzmem, ci przodkowie jeszcze pół wieku temu swe bogactwo i swoje wpływy budowali na łupieniu kolonii. Aby się o tym przekonać wystarczy przejść się po British Museum czy po Luwrze. Kiedy kolonie "się skończyły" zastosowali oni dwie strategie:

  1. po pierwsze swoje interesy w byłych koloniach zaczęli realizować bardziej "miękkimi" metodami;

  2. po drugie w swoich krajach macierzystych: np. we Francji, Wielkiej Brytanii, Belgii, czy w Niemczech (trochę na innej zasadzie) zbudowali sobie "kolonie wewnętrzne", ściągając wyrobników z dawnych "kolonii zewnętrznych".

     

    Dla osób, które chciałyby polemizować z tym obrazem, który, rzecz jasna, jest

uogólnieniem, mam pytanie: czy obecny ustrój Francji, Belgii, czy Wielkiej Brytanii (itd) jest inny niż przed 1965 rokiem, kiedy formalnie te kraje pozbyły się większości swoich kolonii?

Czy w ustroju tych państw, na przykład: w ich systemach wyborczych czy w ich systemach partyjnych, nastąpiły jakiekolwiek istotne zmiany?

Czy w krajach tych nastąpiło jakiekolwiek przetasowanie w układzie społecznym?

 

Jeżeli chcemy zrozumieć, dlaczego władze wielu (wszystkich?) państw europejskich, na wyrost nazywanych "demokracjami", które szeroko szermują frazesami "praw człowieka", a w praktyce dzień po dniu łamią podstawowe prawa przynależne jednostce ludzkiej, w tym jej prawa polityczne: do rządzenia swoją gminą, powiatem, województwem, państwem i do rządzenia takimi tworami, jak Unia Europejska, jeżeli chcemy zrozumieć, dlaczego te władze nie widzą zagrożenia w ludziach negujących fundamentalne prawa przynależne każdej jednostce ludzkiej, innowierców postrzegających jako ludzi gorszych (czyli podludzi) - tak samo, jak kobiety, nawet jeśli wyznają ich wiarę - to podstawą do tego zrozumienia musi być odrzucenie WIELKIEJ ŚCIEMY: "kitu", że żyjemy w demokracji, że obowiązują (są realizowane) prawa przynależne każdej jednostce ludzkiej et cetera.

 

Dzisiaj w Polsce nie ma przyzwolenia na import muzułmanów. Nowa władza, czyli PIS, po początkowym kombinowaniu w tej kwestii, zrozumiała, że jeśli nie chce szybko utracić dużej części swego poparcia, to musi przyjąć postawę zgodną z wolą narodu. Ale czy tym samym skończyło się w Polsce głoszenie poglądów sprzecznych z fundamentalnymi prawami jednostek ludzkich?

 

Nie tak dawno jednak, bo niecały rok wstecz, na okrągło słyszelismy z telewizji bełkot rządzących polityków i przedstawicieli wielkiego biznesu, wmawiających nam, że import imigrantów islamskich jest koniecznością, wręcz zbawieniem dla naszej gospodarki, w której niedługo nie będzie miał kto pracować, a nawet jedynym ratunkiem przed grożącym nam wyludnieniem et cetera. Czy ta postawa jest różna od postawy oligarchii rządzących na zachodzie Europy?

I ci nad Wisłą, i ci nad Tamizą i ci nad Sekwaną kierują się tym samym – swym interesem. Ich interes jest prosty – im więcej będzie na rynku tanich wyrobników z zewnątrz, tym mniej będzie można płacić miejscowym. Co więcej, miejscowi zagrożeni dumpingiem płacowym imigrantów, będą mieli mniejszą skłonność do stawiania wymagań co do płacy i co do waruków pracy.

A zagrożenia terrorystyczne? Świetny pretekst do oderwania ludzi od myślenia o innych problemach kraju, na przykład socjalnych. Możemy to obserwować teraz we Francji.

 

Tak, jak powiedział Hollande – Francja jest w stanie wojny. Ale nie tylko Francja. Wojna jest w całej Europie. Jest to wojna o Europę.

Problem w tym, że narody europejskie - czy sobie to uświadamiają, czy nie – nie są w tej wojnie po tej samej stronie, co rządzące w ich krajach "elyty" (oligarchie). Jeżeli chcą tę wojnę wygrać, jeżeli chcą zachować swą wypracowywaną przez wieki tożsamość, to muszą stoczyć jednocześnie wojnę o pełne i faktyczne obowiązywanie w tych krajach praw przynależnych każdej jednostce ludzkiej!

 

Ludzie, tworzący te narody, muszą wygrać wojnę o swe suwerenne prawa. Aby być suwerenami! W swym państwie, w swym województwie, w swym powiecie, w swej gminie.

I w Unii Europejskiej – bo nie ma żadnych przeszkód, poza skrajną prywatą i debilizmem eurokratów – aby ten projekt: Unię Europejską przekształcić w podmiot przyjazny Europejczykom i służący interesom Europejczyków. Wszystkich Europejczyków – a nie tylko cwaniaczków przyspawanych do koryta w Brukseli, (których zresztą nikt z obywateli nie wybierał)i powiązanych z nimi grup interesu: wielkiej finansjery, wielkich korporacji, międzynarodowych banków itd.

 

Współczesne państwa, dla ściemy nazywane "demokracjami", nie mają żadnych szans, aby poradzić sobie z islamskim zagrożeniem. I to nie tylko dlatego, że rządzący w tych państwach nie chcą zauważyć podstawowego zagrożenia wypływającego z ekspansji islamu.

Co współczesne państwa - w których rzadzący mają wątpliwą legitymizację do rządzenia – mogą przeciwstawić temu zagrożeniu? Jeszcze więcej policjantów, jeszcze więcej innych służb, jeszcze więcej działań inwigilacyjnych, jeszcze więcej ograniczania praw i swobód obywatelskich? Ofiarami tych działań będą obywatele, w ponad 99 procentach niestanowiący żadnego zagrożenia, natomiast rezultatem będzie lawinowy wzrost radykalizmu islamskich fanatyków.

I jeszcze więcej zamachów!

A z każdym rokiem będą się zmieniać proporcje sił: muzułmanów będzie coraz więcej, nie-muzułmanów coraz mniej. Już nie tylko pojedyncze dzielnice, ale całe miasta będą stawać się de facto strefami eksterytorialnymi danego państwa, gdzie normy tego państwa nie będą obowiązywać. W końcu przyjdzie taki moment, że nie będzie wystarczajaco dużo pewnych ludzi, aby obsadzić wszystkie formacje policyjne, innych służb i...wojska.

I wtedy rozpoczną się regularne walki. Najpierw o charakterze partyzanckim, potem takie, jakie obserwujemy teraz w wydaniu ISIS.

 

Wojna z zagrożeniem islamskim rozegra się w głowach. Dla islamistów podstawową bronią w tej wojnie, która rozgrywa się w Europie, nie są karabiny, bomby, noże, ani nawet ciężarówki rozjeżdzające tłum. Tą bronią są brzuchy islamskich kobiet. I o głowy tych kobiet, tak jak o głowy wszystkich osób wyznających islam, musi rozegrać się walka. Tylko, co współczesne państwa, dla ściemy nazywane "demokracjami", de facto będące postmonarchiami (państwami, gdzie nie rządzi już król, ale mniejsza lub większa banda "królików" - czyli oligarchia),przeżarte korupcją i kolesiostwem, w których obywatele są coraz bardziej wykorzystywani przez wielki, często międzynarodowy, biznes i przez wielkie, często ponadnarodowe, korporacje, mogą przeciwstawić islamowi?

NIC!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

grudziecki
O mnie grudziecki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka